Muszę trochę ponarzekać. Muszę bo się w końcu uduszę...
Po pierwsze praca... jedyna kobieta którą szczerze kocham i nienawidzę.... dlaczego? A no bo zawsze jest tak, że im bardziej chcę tym bardziej ni ch***a nie wychodzi... byle do 1-go... a pierwszego najpóźniej się wyjaśni czy zostaję czy nie... bo co mi z tego, że ja chcę...ja sobie mogę chcieć... (że niby się mam zastanowić) ale nad czym jak w dzisiejszych czasach bierzesz co dają... nie ma rady... ciułam sobie a nuż jakiś pomysł biznesu wpadnie do głowy... Choć mimo, że 20 lat zastanawiam się ciągle co ja umiem zrobić pożytecznego...nie wiem... Kiedyś chciałam zostać dentystką, psychologiem, strażakiem... ale zabrakło mi samozaparcia... tak jestem leniem i przebimbałam czas na marzeniach...
Święta... ? Dzięki Bogu udały się tak jak chciałam. Obyło się bez kłótni jak rok temu... Goście posiedzieli, pojedli, pośmiali się. Gwarancja, że raczej rok będzie udany...oby bo przed nami jeszcze Sylwester... a po sylwestrze daj Boże ostatni dzień na próbnym i przynajmniej rok na umowie... Bo potem to chciałabym powiększyć rodzinę a jakiś czas....
Tak. Mam trudny okres w życiu... Nienawidzę mieć złej passy i nic nie wiedzieć...
Na ulubione strony zaglądam, a się nie udzielam...
Duszę się przygniatającym czymś co zgania mi sen z powiek...
I czuję, że cholera zawiodłam na całej linii siebie i innych,,,, jakie to beznadziejne uczucie :/
Brzmi jak wyznanie samobójcy?
Nie mam charakteru samobójcy... Dla mnie szklanka do połowy zawsze pełna... a sztormy wolę przeczekać... tak jak teraz...czekam... aż wzejdzie Słońce...
Wasza wycofana z życia Tusia